26.10.13

O tym, jak poznałem celebrytów

Cześć!

Byliście już w tym roku na targach książki? Jeśli nie, to żałujcie!


Na targach bywamy co roku. Co roku też targi nas zaskakują - frekwencją, brakiem tlenu, ilością atrakcji i znanych osób. Tym razem organizatorzy przeszli samych siebie... Było rekordowo tłoczno i duszno, ale też nigdy nie mieliśmy tak straszliwej ochoty, żeby kupić wszystkie książki i od razu je przeczytać - nigdy też nie było tylu autorów i popularnych ludzi. Mnie, jako znanemu blogerowi łatwiej było nawiązywac z nimi kontakty, więć mogę Wam zaprezentować całą kolekcję zdjęć i autografów :) 

Na poczatku zobaczcie, przez co musieliśmy się przeciskać od godziny 11.30 do 17...



Tuż po wejściu spotkaliśmy Annę Dymną!


To kapitan Wrona, ten, co kiedyś wylądował samolotem.


Maja Sablewska, była menadżerka Dody i Edzi Górniak, sama zrobiła się sławna po powiększeniu sobie różnych części ciała; napisał książkę o swojej cudownej metamorfozie.


Królowa stylowych starszych pań, Jolanta Kwaśniewska.


Królowa pięknych i zadbanych starszych pań, była miss Polonia, Ewa Wachowicz.


A teraz mój ulubionych z dzisiejszych gośc targów, Andrzej Pilipiuk! Czytaliśmy i posiadamy około 15 (chyba więcej!) jego książek, posiadamy już autografy, ale ja jeszcze nie miałem z nim zdjęcia, więc podeszliśmy i dziś :) podobało mi się, jak pan Andrzej wziął mnie na ręce, a tym bardziej, jak potem zaczął mną wymachiwać. Dlatego zdjęcia są rozmazane, dla mnie jednak będą stanowić światną pamiątkę :) Jeden autograf oczywiście też otrzymaliśmy, na naszym ulubionym z pilipiukowych dzieł - tomiku opowiadań Czerwona gorączka.





Widzieliśmy Ritę Gombrowicz, żonę(?) TEGO Gombrowicza...


Majkę Jeżowską...


... i Wojtka Cejrowskiego (zapraszam TUTAJ <- klik). Jego autograf już wszyscy mają, więc nikt już nie chciał, nie za bardzo go też lubimy (chociaż jego książki fajne się czyta), więc tylko szybko zrobiliśmy sobie z nim zdjęcie.

Nadszedł czas na punkt programu, na który najbardziej czekał Przemek. Spotkanie z Jackiem Piekarą. Moi właściciele bardzo lubią jego książki, ale to Przemo jest jego największym na świecie fanem i przyniósł do podpisania aż trzy! Każde z nas zatem dostało autograf :)




Dostałem i ja :) szkoda tylko, że Piekara zrobił błąd w moim imieniu...


Na jednym ze stoisk swoje książki podpisywał Krzysztof Hołowczyc :)



Karolina Korwin-Piotrowska przyprowadziła przemiłego psa, z którym sie zaprzyjaźniłem.




Przez cały dzień musiliśmy przecież coś jeść!


Jest koniec miesiąca, więc średnio moglismy sobie pozwolić na kupowanie książek, robiliśmy za to zdjęcia pozycji, które nas zaciekawiły, żeby kiedyś móc do nich wrócić!




Mam nadzieję, że zachęciłem Was do udziału w targach! Pamiętajcie, jutro ostatnia z tym roku okazja, żeby się wybrać! Ja oczywiście też będę, muszę zdobyć autografy Artura Andrusa i mojego idola, Jerzego Stuhra!

Do zobaczenia na miejscu!!!

15.10.13

O tym, jak poznałem ministra!

Cześć!

Za mną pierwszy dzień na uczelni - do tej pory nie udało mi się tak wcześnie zwlec z posłania... Dzisiaj jednak wytrzymałem pięć i pół godziny wykładów! I to jakich!

Straszliwie się nudziłem, bo nie rozumiałem ni w ząb, ale drugi wykład był dla mnie interesujący z tego względu, że przedmiot "krystalografia i krystalochemia" wykłada sam były minister edukacji, Mirosław Handke! Okropnie niesympatyczny pan, ale przecież nie codzień poznaje się tak znaną osobę, prawda? :) Ryzykując wiele, zapozowałem do kilku zdjęć, na których jesteśmy widoczni obaj - jestem z siebie niesamowicie dumny!!!



Patrzcie, jak ozdobiła mnie Gosia :)



Pozostałe wykłady były ciekawsze niż ten o kryształach, zarówno termodynamika chemiczna jak mechanika i konstrukcja maszyn - z nich chociaż troszkę zrozumiałem - ale i tak nie miało to szans pomieścić się w niedużym psim móżdżku :(

Nawet na wykładzie dla bezpieczeństwa noszę okulary ochronne!



Na pocieszenie po ogłupiającym dniu zrobiłem sobie guacamole! Już dawno go mnie ma - w końcu dzisiaj wyszedł nowy odcinek mojego ulubionego serialu - How i met your mother :)
Guacamole to pasta, którą robiłem po raz pierwszy w życiu, nigdy wcześniej też jej nie jadłem, więc nie wiem, jak powinna smakować, ale moja była pyszna! Chętnie podzielę się z Wami przepisem, ale to już innym razem!

Dobranoc!


12.10.13

Koniec lata to chugowa sprawa

Witajcie! Pamiętacie mnie jeszcze? :(

Niestety dłuższy czas nie pisałem nic tu, na blogu, ale to dlatego, że strasznie dużo się u mnie działo... Wakacje były pracowite, wypełnione nauką, sesją, przeprowadzkami i wieloma innymi sprawami pochłaniającymi ogromne ilości czasu.
Nie znaczy to jednak, że się obijałem, ani że nie przeżyłem żadnych ciekawych przygód! Otóż mam spore zaległości w opowiadaniu Wam o moim psim życiu i od teraz postaram się zabrać za ich nadrabianie!

Co u mnie słychać w tym momencie? Wakacje się skończyły, a razem z nimi lato, zaczynam więc hodować zimową warstwę futerka, podwójną warstwę tłuszczyku (bardzo przyjemna sprawa) i powoli zapadam w sen zimowy, chociaż Ania i Przemek niezmiennie dbają o to, żeby mi nie zabrakło rozrywek :) Najchętniej zawinąłbym się w kocyk z ciepłą herbatką i poczytałbym jakąś powieść o psach. Moi właściciele kontynuują studia i jestem przerażony, bo jakkolwiek do tej pory nadążałem za ich tokiem nauki, teraz chyba nie dam rady - w ich planach zajęć są takie przedmioty jak "techniki obróbki bezubytkowej" czy "krystalografia i krystalochemia". Nasze półki wypełniły się książkami i zeszytami, ale z drugiej strony w ramkach pojawiło się dużo kolorowych zdjęć przywołujących miłe wspomnienia :)

Teraz mam Dla Was kilka zdjęć z dzisiejszej wyprawy! Korzystając z pięknej pogody wybraliśmy się do Ojcowskiego Parku Narodowego na całodniowy spacer! Tym razem niedużo pozowałem, za to sporo mamy zdjęć jesiennych widoczków :)






Według legendy Brama Krakowsko-Częstochowska powoli się zamyka, więc turyści podpierają ją z jednej strony najróżniejszymi patykami - tak też zrobiłem ja, Chugo :)


Widzicie mnie? :)







Na tym koniec mojej dzisiejszej relacji, zapraszam Was w niedługim czasie na relację z dwóch wyjazdów do Pragi: tegorocznego i zeszłorocznego :) będzie mnóstwo zdjęć! Chyba podzielę tę opowieść na kilka odcinków...

Trzymajcie się!

21.6.13

Chuge success in Gdańsk!

Witam po dłuższej przerwie! Z powodu sesji i problemów na uczelniach Ania i Przemek mieli mniej czasu na pomaganie mi w redagowaniu bloga, mniej też mieliśmy wspólnych przygód. Teraz jednak nie sposób nie napisać! Przeżyłem niesamowite rzeczy!

Jak już wcześniej wspominałem, kupiliśmy bilety na koncert Bon Jovi. Pierwszy w 30-letniej historii zespołu koncert w Polsce, na PGE Arenie w Gdańsku. Wiedzieliśmy, że będzie niesamowicie, ale nikt nie przypuszczał, że aż tak!

Nasza podróż zaczęła się rano w dniu koncertu - 19 czerwca, czyli przedwczoraj. Czule pożegnałem się z moimi przyjaciółmi - Psem i Haliną...



... i byliśmy już gotowi do drogi :)


Nie ma nic przyjemnego w podróżowaniu w takim upale, jaki nam cały czas towarzyszy. Co innego, kiedy warto podróżować :). Na dworcu w Gdańsku wreszcie mieliśmy szansę odsapnąć.


Najedliśmy się oczywiście w miejscowym KFC. Nie mieliśmy czasu chodzić nigdzie dalej, czekała nas bowiem specjalna kolejka SKM jadąca prosto na stadion!


Stadion sam w sobie bardzo mi się spodobał, był złoty jak ja i zapraszająco błyszczał w słońcu - bardzo przyciągał ludzi, szliśmy zwartym tłumem, mimo że do koncertu były ponad 3 godziny czasu :)


Pierwsze, co zrobiłem na miejscu - polizałem trawę, na której grał niegdyś (chyba) Christiano Ronaldo. Ania miała ochotę na nią z tej okazji narzygać.


Scena była niesamowita! Ogromny samochód, dla mnie wyglądający jak stary cadillac, według innych buick, przyciągał uwagę i chociażby dla niego warto było już przyjść na stadion :) tak naprawdę przyszliśmy wcześnie dlatego, że mieliśmy nienumerowane miejsca na płycie stadionu i musieliśmy przecież sobie znaleźć jak najlepsze! Oczywiście na murawie było już mnóstwo ludzi, ale jeszcze nie było przepychanek i kłótni, kto stał za kim :)


Szkoda, że nie wolno było wnieść na stadion swojego picia. Na miejscu było tylko jedno stoisko, tylko z coca-colą i piwem, a na zdjęciu zmieściło się około 1/3 kolejki - a to była dopiero godzina 17. Wyobraźcie sobie, ile osób czekało tuż przed 20... Zrezygnowaliśmy z picia. Z zakupu pamiątek też musieliśmy zrezygnować - nie z powodu kolejki, bo kolejki nie było. A nie było jej z powodu cen - najtańsza koszulka kosztowała 120 zł. To tyle co pedigree dla mnie na trzy miesiące! Obeszliśmy się smakiem.


Słońce cały czas grzało, chłodziliśmy się więc początkowo w skrawku cienia.


Ludzie się gromadzili... Zaczął się występ supportu, czyli zespołu IRA. 


Dobrze, że potem poprawiono nagłośnienie, bo IRA dudniła tak nieznośnie, że wpadałem w rezonans i przypomniały mi się uczelniane lekcje BHP, gdzie opowiadali, że od takiego czegoś może zatrzymać się serce albo pęknąć gałka oczna. Nic nam się na szczęście nie stało :) Nie przepadam za ich piosenkami, tak jak moi państwo, ale trzeba było zacząć się wczuwać, zresztą atmosfera była wyborna i humory bardzo nam dopisywały. Śpiewaliśmy więc wszyscy w trójkę, a pół stadionu razem z nami. 


Ludzi na trybunach przybywało z minuty na minutę... Zaczęliśmy się rozglądać za dobrymi miejscami na spędzenia całego koncertu.


Ja zająłem najlepsze miejsce :)


Niestety widoki miałem na początku takie...


Ale oto nadszedł czas!!! Na scenę wszedł zespół Bon Jovi i wspomnienie koszmarnej podróży wyparowało razem z całym zmęczeniem. Było tak, jak uczył Barney Stinson w serialu How i met your mother tworząc swoją imprezową składankę "get psyched mix": Na początku "you give love a bad name" a potem jeszcze mocniej, szybciej, więcej energii!


Po tym niesamowitym przeboju pojawiły się chyba wszystkie inne znane i oczekiwane piosenki.
Nie zawiodłem się - były wszystkie moje ulubione, na przykład "have a nice day", "bad medicine", "it's my life", "in these arms" czy "livin on a prayer".


Polscy fani oczywiście się postarali - flaga z logo zespołu i cytatem z piosenki bardzo ucieszyła zespół i spotkała się z ich żywiołową reakcją :)


Musiałem mieć zdjęcie z moim idolem. Widzicie te emocje?!



Zespół jest znany z długich, porządnych koncertów. Nie przypuszczałem jednak, że koncert potrwa aż trzy godziny! Zagrano 27 piosenek, w tym 6 na bis! Jon Bon Jovi prawie pół koncertu zagrał ubrany w bało-czerwoną koszulkę z orzełkiem - koszulkę piłkarskiej reprezentacji Polski.


Zdjęcie zrobione w rytm "have a nice day" :)


Teraz kilka oficjalnych zdjęć pochodzących z różnych serwisów - bo nie byłem wszędzie i nie z każdej perspektywy mogłem wszystko zobaczyć :)
Koncert zakończył się ogromnym sukcesem! Ponad 30 000 ludzi przez 3 godziny świetnie się bawiło, wykrzykiwało teksty piosenek i klaskało. Sam zespół potwierdził, że był to jeden z najbardziej udanych koncertów, a żywiołowość publiczności przeszła ich najśmielsze oczekiwania :) Jestem z siebie bardzo dumny - po koncercie wszyscy troje mieliśmy zdarte gardła od śpiewania - Ania i Przemek byli strasznie zachrypnięci!

fot. interia.pl
fot.onet

Z dodatkowych atrakcji - podczas bisów na telebimach pojawił się obraz z jednej z kamer, a na niej chłopak z transparentem "I have a ring in my pocket. We brought our families. If you play never say goodbye I'll ask her to marry me!" Wyobraźcie sobie, że Jon Bon Jovi zmienił setlistę i zagrał akustycznie właśnie tę piosenkę, podczas gdy kamera pokazywała, jak chłopak klęka, dziewczyna przyjmuje oświadczyny a Jon cieszy się i macha do nich, a potem gratuluje :) następnie na sam koniec spełnił marzenie większości fanów (a na pewno wszystkich fanek) i zagrali najpiękniejszą na świecie balladę Always. Wtedy na scenę polecały staniki :)


Znalazłem na youtube kilka filmików z koncertu, a dalej wrzucę parę naszych :)




fot.trojmiasto.gazeta.pl
Oto kilka własnoręcznie nakręconych filmików - jakość średnia, długość średnia ale emocje są!

Słyszycie, jak się drzemy? Have a nice day!!!


Livin on a prayer! Publiczność w zasadzie sama mogła to zaśpiewać :) widzicie koszulkę Jona?



To na tyle wrażeń z koncertu! Mógłbym się jeszcze naprawdę dłuuuuuuuuuuuuuuuugo rozpisywać o tym, jak było cudownie :)


Nadszedł jednak czas na powrót do hotelu i przygotowania do podróży powrotnej.
Nocowaliśmy niby w najtańszym miejscu, jakie udało nam się znaleźć - ale byliśmy bardzo zaskoczeni, jak sympatycznie się okazało tam być :)


Był to ośrodek sportowy "Gdańska Szkoła Floretu", mieliśmy widok na ogromną salę treningową.


Nazajutrz (wczoraj) rano przed pociągiem mieliśmy jeszcze chwilę czasu - przeszliśmy się chwilkę po Gdańsku. Jakie to miasto jest ładne! :3



Dla ochłody pobuszowałem w trawie :)


Na peronie było ekscytująco - wspominaliśmy sobie koncert, podśpiewywaliśmy i wypatrywaliśmy innych fanów Bon Jovi, których nie brakowało - wszędzie było widać koszulki zespołu.


Po drodze mijaliśmy zamek krzyżacki w Malborku.


W Warszawie śmierdziało, ale za to zrobiłem sobie zdjęcie ze Stadionem Narodowym. Na pewno nie jest tak fajny jak ten w Gdańsku ;)


Było mi strasznie gorąco! Wspólnie wypiliśmy koło 4 litrów wody...


Wróciłem po pierwszej w nocy bardzo zmęczony ale jeszcze bardziej szczęśliwy! Wrażenia z koncertu będą mi towarzyszyć jeszcze długo!

Taki ze mnie pies podróżnik :)